Różowe okulary nie uwolnią Europy od raka. Prawo przestało nadążać za nauką

Wiedzy trzeba żądać od naukowców. Od polityków trzeba żądać chociaż uczciwości. Ale i wiedzy, i uczciwości zabrakło w bardzo ważnym unijnym dokumencie: Europejskim Planie Walki z Rakiem. Niektóre z jego punktów wyglądają tak, jakby europejscy politycy pisali je mając różowe okulary na nosie. Zwłaszcza jeśli chodzi o palenie tytoniu, powodujące już co piąty nowotwór u Europejczyków.

pokolenie Ł.K.

Kategorie

Źródło

Bezprawnik
Mariusz Lewandowski
Komentarz [H]yperreala: 
Tekst stanowi przedruk z podanego źródła. Pozdrawiamy!

Odsłony

85

Wiedzy trzeba żądać od naukowców. Od polityków trzeba żądać chociaż uczciwości. Ale i wiedzy, i uczciwości zabrakło w bardzo ważnym unijnym dokumencie: Europejskim Planie Walki z Rakiem. Niektóre z jego punktów wyglądają tak, jakby europejscy politycy pisali je mając różowe okulary na nosie. Zwłaszcza jeśli chodzi o palenie tytoniu, powodujące już co piąty nowotwór u Europejczyków. Komisja Europejska widzi problem. Ale jej Plan zatrzymuje się w połowie drogi. Nie potrafi odpowiedzieć na pytanie: co zrobić z tymi palaczami, którzy nie chcą rzucić? Albo z tymi, których nie udaje się wyleczyć z choroby, jaką jest nikotynizm, więc wracają do palenia?

Palisz? Rzuć! Nie rzucasz? Twój problem

Tak to w skrócie wygląda. Europejski Plan Walki z Rakiem zaklina smutną europejską rzeczywistość, w której średnio u co piątego Europejczyka ze zdiagnozowaną chorobą nowotworową jej przyczyną było palenie tytoniu. Mimo to papierosy nadal pali co trzeci. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) wylicza, że w Europie pali 209 mln mieszkańców, czyli 29 proc. ludności kontynentu. To największy odsetek na świecie.

Dyskusja o tym, jak rozwiązać ten problem toczy się od lat. Już w 2014 roku, grupa 53 naukowców i ekspertów ds. zdrowia publicznego napisała list do WHO. Prosiła w nim o rozważenie wdrożenia polityki redukcji szkód wywołanych paleniem tytoniu, jako wsparcia w realizacji celów Ramowej Konwencji o Ograniczaniu Użycia Tytoniu (WHO Framework Convention on Tobacco Control). List do dziś został bez odpowiedzi. WHO nie chce nawet słuchać o możliwościach stosowania nikotynowych alternatyw dla papierosów w ramach walki z paleniem.

Na taką drogę wchodzi też Komisja Europejska. W Europejskim Planie Walki z Rakiem nie ma miejsca na redukcję szkód u palaczy, ani na jakiekolwiek mniej szkodliwe alternatywy. Jej ciało doradcze, czyli Komitet Naukowy UE ds. Zagrożeń dla Zdrowia, Środowiska i Pojawiających się Zagrożeń (SCHEER), na etapie konsultacji społecznych dotyczących oceny skutków korzystania z e-papierosów odnotowało 691 uwag ze strony liderów opinii świata naukowego. Wiele dotyczyło potencjału e-papierosów oraz innych produktów niespalających tytoniu w obszarze redukcji szkód u osób leczonych z nikotynizmu. Komitet nie uwzględnił jednak żadnego z nich.

Sprawa jest zatem prosta: albo całkowita abstynencja od nikotyny, albo śmierć. Bezwzględnie rzucenie palenia zawsze jest najlepszym wyściem. I wiedzą o tym sami palacze. A mimo to – większość z nich decyduje się palić dalej. Politycy albo naprawdę tego nie wiedzą, albo tylko udają, że nie wiedzą.

Hokus-pokus, czary-mary

Komisja Europejska przekonuje, że dzięki profilaktyce, wczesnemu wykrywaniu, diagnostyce, leczeniu i poprawie jakości życia za – uwaga! – 20 lat, odsetek palaczy w UE wyniesie maksymalnie 5 proc. Mniej więcej taki ma już dzisiaj Szwecja, stosująca redukcję szkód.

Europa od lat walczy z rakiem i paleniem tymi samymi metodami. Głównie – zakazami. Pomimo ich stosowania odsetek palących maleje w niezadowalającym stopniu. Z roku na rok rośnie za to liczba zgonów z powodu chorób nowotworowych. W ubiegłym zmarło na nie 1,3 mln Europejczyków. Samo założenie, że do 2040 roku w UE będzie 5 proc. palaczy brzmi zatem dość idealistycznie. Miałoby się to wydarzyć trochę jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie za bardzo wiadomo, jak taki cel osiągnąć. Również w Polsce, gdzie jest 8 mln palaczy, a działają 2 (słownie: dwie) poradnie rzucania palenia.

Europejski Cancer Plan nie wspomina słowem, co zrobić z palaczami, których nie udaje się wyleczyć z nikotynizmu. Albo z tymi, którzy w ogóle nie chcą się leczyć – i palą dalej. Są państwa, w których nawet takim „beznajdziejmym przypadkom” da się nieść pomoc właśnie dzięki programom redukcji szkód. Poza wspomnianą już Szwecją, to m.in. Norwegia, Wielka Brytania czy Francja. A poza Europą: Stany Zjednoczone czy Japonia.

W tych państwach lekarze zamiast podejścia „rzuć albo umrzesz”, proponują pacjentom podejście „rzuć albo spróbuj”. Jeśli pacjenci próbują rzucać, ale im nie wychodzi, to mogą próbować innych produktów z nikotyną, które nie spalają tytoniu. Bo to właśnie spalanie jest głównym problemem, którego trzeba się pozbyć. W jego trakcie powstaje najwięcej toksycznych i rakotwórczych związków, w tym substancje smoliste. W żadnym z produktów alternatywnych do spalania nie dochodzi. Dlatego mogą być mniej szkodliwe i rakotwórcze niż papierosy.

Nie ma żadnych dowodów? Ależ są, Watsonie!

Już w 2012 roku amerykańska Agencja Żywności i Leków (FDA) w wytycznych dla branży tytoniowej stwierdziła, że programy redukcji szkód: „Mogą być cennymi narzędziami w wysiłkach podejmowanych na rzecz promowania zdrowia publicznego, poprzez zmniejszenie zachorowalności oraz śmiertelności związanej z używaniem wyrobów tytoniowych, szczególnie jeśli firmy w oparciu o przepisy wprowadzają odważne i innowacyjne zmiany w produktach”.

W tym samym duchu wypowiedział się brytyjski Royal College of Physicians: „Palenie papierosów jest silnie uzależniające i spowodowało już 100 milionów zgonów w XX wieku. W XXI wieku, jeśli tendencje związane z paleniem papierosów utrzymają się zgodnie z oczekiwaniami, z powodu palenia tytoniu umrze miliard ludzi. Wszystkim tym zgonom można jednak zapobiec. Sama nikotyna nie jest szczególnie niebezpieczna i gdyby można było ją dostarczać w akceptowalnej i skutecznej formie substytutu papierosa, udałoby się uratować miliony istnień ludzkich”.

Dzisiaj, według raportu The Global State of Tobacco Harm Reduction, już ponad 98 milionów osób na świecie korzysta z takich substytutów z nikotyną. Gdyby nie takie alternatywy, dalej paliliby oni papierosy. Globalnie najpopularniejsze są dziś e-papierosy: mają 68 mln użytkowników. 20 mln korzysta z podgrzewaczy tytoniu. A 10 mln wybiera inne produkty z nikotyną niespalające tytoniu, głównie snus, czyli tytoń w woreczkach do zażywania doustnego, który w Unii Europejskiej (poza Szwecją) jest zresztą zabroniony. Żeby nie było niedomówień – wszystkie te produkty nadal są szkodliwe i uzależniające. Ale czy szkodzą one tak samo, co papierosy? Nie. Wskazuje na to coraz więcej badań. Choćby trzy ostatnie, przeprowadzone przez instytucje rządowe podległe ministerstwom zdrowia w Wielkiej Brytanii, Holandii czy Japonii.

To brytyjskie, autorstwa agencji zdrowia publicznego Public Health England, stwierdza wprost: wystandaryzowane e-papierosy są mniej szkodliwe od papierosów. To już siódmy raport tej instytucji dokumentujący ten fakt. Rocznie około 50 tys. palących Brytyjczyków przechodzi na e-papierosy. To najpopularniejsza metoda wychodzenia z nałogu w tym kraju. To holenderskie, autorstwa instytutu zdrowotnego RIVM donosi, że podgrzewanie tytoniu wiąże się nawet z 25-krotnie mniejszym narażeniem organizmu na związki rakotwórcze w porównaniu z paleniem papierosów. I stwierdza, że ryzyko przedwczesnego zgonu na raka u osoby podgrzewającej tytoń może być mniejsze niż u palacza papierosów. Wreszcie, to japońskie, autorstwa tamtejszego Narodowego Centrum Onkologii szacuje, że przejście palacza z papierosów na podgrzewacze tytoniu – w badaniu wzięto pod uwagę Iqosa – powoduje nawet 10-krotny spadek ryzyka wystąpienia choroby nowotworowej w porównaniu z tym, który dalej pali papierosy.

Europejski Plan Walki z Rakiem nie widzi jednak różnicy między paleniem papierosów a stosowaniem jakichkolwiek alternatyw wobec nich. I jedne, i drugie uznając za jednakowo szkodliwe.

Komisja Europejska, podobnie jak WHO, patrzy na takie substytuty wyłącznie przez pryzmat zagrożeń i uzależnień. Przez to umykają jej korzyści i szans na poprawę polityki zdrowotnej. Woli zbywać takie produkty milczeniem. I machać różdżką mówiąc, że sama profilaktyka za 20 lat załatwi sprawę. Niestety, to przykład myślenia życzeniowego, a nie naukowego.

Oceń treść:

Average: 9.5 (2 votes)
Zajawki z NeuroGroove
  • Benzydamina
  • Dekstrometorfan
  • Etanol (alkohol)

S&S: Wolna chata, większość czasu siedzieliśmy w małym (7,5m2) pokoju z zasłoniętymi firanami i ze zgaszonym światłem, podczas tripu raz wyszliśmy kupić browary

Dawka: 1,5g Benzydaminy, 225mg DXM i 2 piwa

O mnie: 16lat, 175cm, 55kg

Doświadczenie: THC, Amfetamina, Mefedron, Metedron, DXM, Alkohol, Datura, Gałka, Kodeina, Inhalanty, sporo shitu z dopalaczy

  • Dekstrometorfan
  • Marihuana

Centrum miasta, sobotni skwar, godzina 14:30, 15.08.09r

Set & Setting: centrum miasta, sobotni skwar, godzina 14:30, 15.08.09, chęć sprawdzenia czy DXM to zabawka dla dzieci - jak dotąd uważałem, lekki stres wynikający z pustego żołądka, upału oraz położeniem w centrum miasta. Nastawienie w miarę pozytywne.

Waga: 68kg

Dawkowanie: 30 tabletek Acodinu (w odstępach 3minut, w kolejności 4-6-5-5-5 i po 15minutach ostatnie 5), popijane czystą wodą.

Doświadczenie: nikotyna, alkohol, marihuana, extasy, łysiczki, amfetamina.

Wiek: 20.

  • Bad trip
  • Grzyby Psylocybinowe
  • hawajskie trufle
  • high hawaiians

relaksujący weekendowy wyjazd, pełne roślin mieszkanie znajomych, pozytywne nastawienie i miła atmosfera, brzydka pogoda za oknem

Grzybów halucynogennych nie traktuję jako rozrywkę, a raczej katalizator rozważań filozoficznych. Do tej pory korzystałem z psylocybiny raz na kilka lat. Tym razem wybraliśmy się z żoną na wycieczkę do Amsterdamu, aby spróbować polecanych przez znajomych trufli High Hawaiians.

  • 1P-LSD
  • Tripraport

Nie oczekiwałem, że zadziała co było zgubne ale o tym niżej. Ludzie w pewnym momencie po prostu popchneli mnie w złe myślenie.

Zacznę o tego co było w tym przypadku zlekceważeniem, mianowicie blottery wróciły do mnie po 3 miesiącach. Dałem je znajomemu ale nie miał okazji ani chęci na tripa więc zwrócił mi je z myślą "żeby się nie zmarnowały". Niestety wcześniej przeczytałem na jednym z podobnych forum, że listki po trzech miesiącach tracą wartość a te które miałem były w " Moim" posiadaniu ponad 4 miechy (z leżakowaniem u koleżki licząc). Z tą myślą bez zastanawienia załadowałem 1 listek...