W 10-tą rocznicę premiery „Breaking Bad” twórcy opowiadają o niepewnych początkach i sukcesie!

Breaking Bad pojawił się po raz pierwszy 20 stycznia 2008 na antenie małej stacji AMC (American Movie Classics), by przez trzy lata dryfować po oceanie mizernych wyników oglądalności i niespodziewanie stać się hitem – być może najważniejszym wydarzeniem telewizyjnym dekady, a także fenomenem popkulturowym, który głośno oznajmił narodziny nowego typu antybohatera.

pokolenie Ł.K.

Kategorie

Źródło

Magivanga
Conradino Beb na podst. Esquire

Odsłony

320

"Breaking Bad" pojawił się po raz pierwszy 20 stycznia 2008 na antenie małej stacji AMC (American Movie Classics), by przez trzy lata dryfować po oceanie mizernych wyników oglądalności i niespodziewanie stać się hitem – być może najważniejszym wydarzeniem telewizyjnym dekady, a także fenomenem popkulturowym, który głośno oznajmił narodziny nowego typu antybohatera.

Mimo że szczyt telewizji (peak TV) zaczął się prawie dekadę wcześniej wraz z całą serią produkcji HBO ("Oz", "Rodzina Soprano", "The Wire", "Sex and the City"), które przypadły na powolny koniec renesansu kina autorskiego (jakby uboższe medium dostało kopa w dupę od reżyserów w stylu Paula Thomasa Andersona czy Quentina Tarantino), fenomen nie został rozpoznany aż do symultanicznego pojawienia się "Breaking Bad" i "Mad Men" na antenie AMC.

Nie było to jednak tak proste, jak mogłoby się to wydawać post factum. W istocie, była to droga przez mękę, niepewność, desperację i strajk scenarzystów, który był bezpośrednio odpowiedzialny za zakończenie pierwszego sezonu "Breaking Bad" po siedmiu odcinkach zamiast planowanych oryginalnie dziewięciu.

Do tego, produkcja nie była początkowo królem ratingów, osiągając przez trzy pierwsze sezony marne 1,3-1,9 mln widzów w USA, co zmieniła dopiero umowa z Netfliksem, który wykupił prawa do emisji całości przed czwartym sezonem, dzięki czemu masa Amerykanów była nagle w stanie binge’ować serial, o którym wcześniej nie miała pojęcia. W Europie popularność "Breaking Bad" przyszła zaś głównie dzięki wydaniom DVD, sprzedawanym masowo w Blockbusterze, i ściąganiu odcinków przez torrenty.

To także "Breaking Bad" sprawił, że nagrody Emmy nagle stały się modne, a z czasem zaczęły przebijać Oscary w kwestii prestiżu. Większość aktorów chciałaby dostać Oscara, co jest rodzajem licencji na zabijanie wydawanej przez Hollywood, ale Emmy o wiele bardziej łachocze dzisiaj ego, jeśli artysta naprawdę chce być doceniony za swój kunszt.

Jak mówi twórca serialu, Vince Gilligan, w jubileuszowym wywiadzie dla Esquire:

"Breaking Bad" nie dostał odmownej odpowiedzi od wszystkich w mieście, ponieważ byliśmy na tyle mądrzy, aby próbować sprzedać projekt jedynie garstce ludzi. Zdawałem sobie sprawę z tego, że niewielu ludzi to kupi, ale i tak pomysł został odrzucony wiele razy.

Jak dodaje Bryan Cranston (Walter White):

Wiedziałem, że Vince Gilligan chce zrobić coś, czego nie zrobiono nigdy wcześniej w telewizji – zmienić kompletnie charakter od początku do końca. Telewizja była zawsze skupiona na stagnacji, charakterach, na których możesz polegać, które dobrze znasz i które dają ci komfort, a on chciał to wywrócić do góry nogami.

Początki były jednak trudne, bo jak wspomina Gilligan:

"Breaking Bad" był martwy zanim na horyzoncie pojawiła się AMC. Emocjonalnie zacząłem szukać innych rzeczy, będąc przekonanym, iż walczyliśmy mężnie, ale nasz projekt był zbyt szalony. Serial o gościu gotującym kryształ, który jest bohaterem? Czego oczekiwałem?

Kiedy dostałem telefon od mojego agenta w stylu: „Hej, ludzie z AMC chcą z tobą omówić projekt”, odpowiedziałem: „Jaki projekt?” Tak daleko już odpłynąłem. Moja odpowiedź była taka: „AMC? Stacja, która puszcza „Krótkie spięcie 2” dziesięć razy dziennie?” Nie miałem żadnego pojęcia, że właśnie przechodzili renesans.

Jak mówi Charlie Collier, kierownik produkcji w AMC, który odważnie zainteresował się scenariuszem Gilligana:

Wiedziałem, że był to oryginalny i trochę szalony zakład. Nauczyciel gotujący kryształ na antenie stacji żyjącej z reklam… moi przełożeni naprawdę mieli wizję, bo to nie są niskie zakłady. Ale wciągnięcie do gry Vince’a Gilligana było jedną z najwspanialszych i najbardziej satysfakcjonujących decyzji w mojej karierze.

Cranston był od początku pod wielkim wrażeniem projektu:

Myślisz o pierwszej stronie scenariusza do pilota. Otwarta przestrzeń. Wielka nizina. Para spodni spada na ziemię i zostają przejechane przez RV. W środku mamy kierowcę tylko w majtkach i masce tlenowej, obok niego mężczyznę, który odpadł, a z tyłu samochodu dwa ciała, zestaw próbowek i chemikalia – to pierwsza strona. Zdecydowanie pochłania to twoją uwagę!

Tego samego zdania jest odtwórca roli Jessego Pinkmana, Aaron Paul:

To była spokojnie najlepsza godzina telewizji, którą czytałem. Wiedziałem, że muszę o nią walczyć, ale myślałem także: „Jak do cholery AMC wybierze ten serial?” Naprawdę sądziłem, że to nie będzie łatwe.

Dla Gilligana był to jednak od początku coś więcej niż serial telewizyjny:

Po tym, jak zakończyłem pracę nad pilotem z Johnem Tollem – człowiekiem, który wygrał Oscara dwa razy z rzędu (za "Wichry namiętności" w 1994 i "Bravehearta"– "Waleczne serce" w 1995 – przyp. red.) – wiedziałem, że "Breaking Bad" nigdy nie osiągnie sukcesu, jeśli nie będzie wyglądał jak film, wspaniały film. Musiał być kinowy w każdym kadrze. Chciałem, żeby wyglądał jak "Ojciec chrzestny" czy western Johna Forda. Naprawdę mierzyliśmy wysoko.

Jak dodaje również producentka serialu, Melissa Bernstein:

Serial miał się z początku rozgrywać w Kalifornii, a Nowy Meksyk pojawił się z powodu ulg podatkowych. Powód był ekonomiczny i dużo twórców by z tym walczyło, ale Vince się z tym szybko pogodził. Podobała mu się ta estetyka, specyfika. Kocha westerny i otoczenie wydawało mu się idealne na historię o normalnej rodzinie z niższej klasy średniej, która próbuje wiązać koniec z końcem.

Z czego nie wszyscy również zdają sobie sprawę, wiele decyzji w kwestii fabuły zostało podjętych w połowie pierwszego sezonu, który miał się zakończyć oryginalnie zupełnie inaczej.

Miałem zamiar zabić Hanka i Jessego pod koniec pierwszego sezonu, ale szybko zmieniłem zdanie, bo zdałem sobie sprawę, jak wspaniały był Aaron Paul. Oczywiście, Dean Norris był równie doskonały, ale miałem wrażenie, że przynajmniej jednego muszę poświęcić, ponieważ to zrobiłby właśnie serial z jajami

– wspomina Gilligan.

Jak tłumaczy aktor fenomen serialu:

Breaking Bad nie wciąga cię pasywnie. To nie jest serial, który możesz oglądać gotując obiad albo przyrządzając sobie drinka etc. Musisz zwracać uwagę, ponieważ twoja lojalność wobec charakterów jest ciągle testowana i tu pojawia się oddanie.

Ludzie początkowo byli po mojej stronie, ponieważ Walter White był początkowo współczującą postacią, co było częścią manipulacji uprawianej przez Vince’a – w mistrzowsko przewrotny sposób – by poprowadzić widzów w tę stronę, jednocześnie czyniąc z Walta charakter dopuszczający się coraz bardziej odpychających i przerażających czynów.

Cranston wypowiada się także na temat charakteru Skyler, który sprowokował bardzo ciekawą reakcję ze strony widzów:

Ludzie podchodzili do mnie i mówili mi: „Ach Skyler, nienawidzę tej postaci”. Było to dla mnie fascynujące, więc zacząłem pytać, czemu? Usłyszałem: „Och, bo wchodzi ci w drogę! Kwestionuje cię! Zabrania ci wykorzystywać twój talent!”

Zabrania mi produkcji tego katastrofalnego, złego dragu, który napędza uzależnienie i przyczynia się do upadku lokalnej społeczności? I jesteś na nią za to zły? I ponieważ chce prawdy od swojego męża, i ma na uwadze bezpieczeństwo swoich dzieci? I wtedy ludzie zwykle odpowiadają: „O kurde, faktycznie”. Fascynujący był efekt serialu na umysły widzów.

Kontrowersyjne – jak zwykle w serialach nowej generacji – pozostaje zakończenie "Breaking Bad", które Gilligan komentuje w następujący sposób:

Nie sądzę, żebym razem ze scenarzystami wycierpiał kiedykolwiek tyle, ile wycierpiałem przy finale. Próbując go uczynić sensownym, odpowiednim, pasującym, taki jaki powinien był być.

Nikt z ekipy nie spodziewał się także deszczu nagród Emmy, które miały spaść na show. Cranston nie przygotował nawet mowy na rozdanie nagród, bo nie wierzył, że może naprawdę wygrać. Decyzja jury była dla niego szokiem, który ten dopiero z czasem uznał za dobry omen. Nagroda ta miała się bowiem okazać wielkim stymulatorem rozwoju nowego typu telewizji!

Naprawdę ciężar spadł mi z ramion, kiedy pewnego dni zdaliśmy sobie sprawę z tego, że akcja nie musi się wcale zakończyć szczęśliwie. Patrząc wstecz, było to oczywiste, ale wtedy chcieliśmy po prostu nakręcić satysfakcjonujące zakończenie, nawet jeśli nieszczęśliwe.

Nasz serial miał wiele wolt, zwrotów akcji, niespodzianek i naprawdę kamień spadł nam z serca, gdy zdecydowaliśmy się zakończyć wszystko w oczywisty sposób, bo czasem najlepszą niespodzianką jest brak niespodzianki. Ale wciąż nie mogę uwierzyć w to, że osiągnął on poziom międzynarodowego fenomenu. Cały czas czekam na kogoś, kto uszczypnie mnie w ramię i powie: „Nie, to się nie zdarzyło naprawdę”.

Oceń treść:

Average: 9.8 (5 votes)

Komentarze

Zbirowski (niezweryfikowany)
Ja się tak wkręciłem, że postanowiłem otworzyć własną produkcję metamfetaminy.
Zajawki z NeuroGroove
  • Szałwia Wieszcza

Nazwa substancji: salvia divinorum (szałwia wieszcza) SUSZ

Poziom doświadczenia: lady salvia (drugi raz – wczesniej ekstrakt 5x), lady marijuana – nie jestem w stanie policzyć ile razy, kostka – dużo razy aczkolwiek mniej niż stuff, grzyby psylocybinowe (2 razy), amfetamina (kilka razy), smoke mix relax (zakupilem to wraz z SD jest to mieszanka następujących roślin: passion flower, california poppy, lobelia, damiana, heimia salicifolia)

  • Marihuana
  • Mefedron
  • Pozytywne przeżycie

Bardzo dobry, spotkanie ze znajomym z myślą o fajnym wieczorze.

Jest to mój pierwszy TR więc jak będą jakieś błędy proszę o info :D

A więc tak, był to grudniowy wieczór. Czekałem na znajomego(w raporcie opisany literą A) aż przyjedzie pociągiem, w planach mieliśmy zapalić buszka, posłuchać muzyki i pograć w jakieś gierki, jednak znajomy przywiózł niespodziankę :D

 

T +0

  • Pozytywne przeżycie
  • Szałwia Wieszcza

"Jesteśmy herosami!"

Ponownie.

Ja- ta iluzja. Iluzja. Iluzja. Po drugiej stronie wymiarowego lustra. Ja- piszę.

Szałwia Czarownika nie dostała swojej nazwy przez przypadek. Potrafi dać magię. I taka właśnie magia spływa na umysł z chwilą wypuszczenia bucha.

  • LSD-25