Wyznania polskiego zjadacza grzybów

Ciekawy artykuł zaczerpnięty z łamów anarchistycznego magazynu "Mać pariadka"

Tagi

Źródło

"Mać Pariadka" nr 68 z 3-4/98
Piotr Rymarczyk

Odsłony

15409

Psychedeliki są grupą substancji przynależących do szerszej kategorii specyfików określanych zwykle za pomocą słowa "narkotyki". Kategorię "narkotyków" konstytuuje fakt, iż chodzi tu o środki wpływające na ludzką psychikę i to w dodatku takie, które w odróżnieniu od alkoholu czy kawy są w większości cywilizowanych krajów mniej lub bardziej nielegalne. Ponadto wszelkim narkotykom szerzone przez massmedia przesądy przypisują zabójczą fizyczną szkodliwość i moc uzależniania- właściwości, których w przypadku psychedelików trudno się dopatrzeć, czego nie można skądinąd powiedzieć o legalnie sprzedawanej wódce czy papierosach.

Jedną z cech przesądzających o specyfice psychedelików jest zapewne fakt, iż ich działanie jest dużo trudniej opisać niż działanie innych narkotyków. O ile bowiem np. stosunkowo łatwo jest ująć w słowa euforyzująco- pobudzające działanie amfetaminy czy stan błogiego znieczulenia w jaki wprawia nas heroina, o tyle osoby które miały do czynienia z psychedelikami opisując swe doświadczenia z reguły nie są w stanie przekazać nic oprócz postrzępionych impresji, choć zarazem często utrzymują iż ich przeżycia były niezwykłe i fascynujące. Stąd też informacje o efektach działania psychedelików jakie znaleźć możemy w popularnych opracowaniach są zwykle chaotyczne lub koncentrują się na pojedynczym wyrwanym z kontekstu elemencie pojawiających się w takiej sytuacji doznań jakim jest doświadczanie halucynacji.

Trudności z opisywaniem psychedelicznych doznań wynikają, jak sądzę, z faktu iż o ile inne narkotyki z reguły modyfikują jedynie nasz nastrój, o tyle psychedeliki wyzwalają w nas zdolność do postrzegania samych siebie i otaczającego nas świata w sposób radykalnie odmienny od tego jaki praktykujemy w codziennym życiu. Uważam przy tym, iż ów odmieniony sposób widzenia rzeczywistości, będąc trudnym do opisania, nie jest mimo wszystko nieopisywalny i rozpoczynający się właśnie tekst ma między innymi stanowić próbę potwierdzenia w praktyce tej optymistycznej hipotezy.

Dokonując próby sporządzenia spójnej charakterystyki działania psychedelików korzystałem w pewnej mierze z relacji i opinii moich przyjaciół i znajomych. Przede wszystkim opierałem się jednak na swoich własnych doświadczeniach ze środkami odmieniającymt świadomość. Wyszedłem bowiem z założenia iż doznania psychedeliczne są doznaniami odsłaniającymi głębokie pokłady naszej psychiki i dlatego uznałem iż metoda introspekcji będzie najlepszym kluczem do ich zrozumienia. Zastosowanie tej metody z pewnością naraża na subiektywizm, ale za to stwarza szansę uniknięcia powierzchowności. Pisałem dotąd w liczbie mnogiej o "psychedelikach", ale teraz muszę przyznać iz mój tekst będzie przede wszystkim traktował o doznaniach będących efektem zażycia grzybów psylocybinowych. Choć miałem do czynienia ze wszystkimi innymi dostępnymi w Polsce psychodelikami a zatem także z haszyszem, marihuaną i LSD - nie mam wątpliwości iż osiągane dzięki nim doznania są jedynie niedoskonalą kopią tego co umożliwiają grzyby. Moi używający psychedelikow przyjaciele są w tym ze mną zresztą zgodni.

"Wyznania" stanowić mają zatem próbę spójnego opisania pogrzybowych przeżyć, ale celowi temu poświęcę jedynie pierwszą część tekstu. W drugiej pokuszę się zaś o interpretację owych przeżyć. Przedstawiciele zdrowego trzonu społeczeństwa są święcie przekonani iż wszelkie doznania narkotyczne mają z definicji chorobliwy charakter. Przeświadczenie owo opierają na założeniu iż sposób postrzegania jak i praktykują na codzień jest naturalny i jedynie prawdzywy a zatem wszelkie odstępstwa od niego mają charakter patologiczny.

Na następnych stronach spróbuję podważyć to założenie. Postaram się mianowicie wykazać, że sposób postrzegania siebie i świata z jakim mamy do czynienia w codziennym życiu nie jest bynajmniej naturalny gdyż stanowi formę dostosowania się do wymogów stawianych nam przez porządek społeczny. Natomiast sposób postrzegania rzeczywistości po zażyciu psychodeliku postaram się przedstawic jako bardziej naturalny od sposobu który praktykujemy na codzień jako bliższy temu czym my i świat jesteśmy u swoich korzeni.

W świecie w którym żyjemy z reguły nie mamy większych wątpliwości co do tego, kim jesteśmy. Naszą potoczną samoświadomość wyznacza bowiem identyfikacja z rutynowymi i mającymi na ogól społeczny charakter- rolami jakie odgrywamy w swym życiu codziennym. Tymczasem zażycie psychedeliku wytrąca nasza świadomość z ustalonych kolein i sprawia że nasze funkcje psychiczne ulegają niejakiej deautomatyzacji. Dzięki temu widzimy teraz arbitralność norm, konwenansów i stereotypów którym podporządkowywaliśmy swoje istnienie- widzimy że są one wobec nas czymś zewnętrznym. Aktor w teatrze codziennego życia spostrzega że nie jest rolą którą odgrywa. Że szczelnie przylegająca nam dotąd do twarzy maska człowieka uspołecznionego odpada a zza jej zasłony wyłania się ten, kim jesteśmy u rdzenia samych siębie: ów tajemniczy bezimienny który siędzi w naszych glowach, myśli i czuje, i który gdy wyzwoli się już z opętania rolą, nie zna żadnych praw lecz jedynie swe indywidualne pragnienia. W efekcie nasza egzystencja- po wydobyciu się zza zasłon społecznych definicji które ją dotąd interpretowały i w ten sposób "oswajały"- zaczyna wydawać się nam zdumiewającą tajemnicą. Dziwaczne wydaje nam się, że Istniejemy właśnie tu i teraz pośród nieskończoności możliwvch światów, a jeszcze bardziej dziwaczne to że istniejemy i że w ogóle coś może istnieć. Czerń własnych źrenic oglądana w lustrze wciąga nas w głąb niepojętego i samym sobie wydajemy Się teraz cudownym i strasznym snem śniącym się ponad nieskończoną otchłanią. Ale temu poczuciu cudowności, grozy istnienia towarzyszy, bynajmniej z nim nie kolidujące, poczucie jego śmieszności. Życie wydaje nam się teraz groteskowym tańcem, dadaistycznym poematem. Nasz śmiech bierze się z odkrycia radosnej względności świata- jest to śmiech wolności wydobywający się z zaskorupiałych form istnienia. Parafrazując Bachtina można powiedziec iż owo dojmujące poczucie śmieszności jest skutkiem uchylenia oczywistości świata- odrzucenia tego co się rozumie samo przez się i otwarcia się na nieprzewidywalność.

Klimat psychiczny towarzyszący tego rodzaju doświadczeniom dobrze oddaje zabawne skądinąd zachowanie mojego przyjaciela, który pewnego razu podczas psychedelicznego seansu wyszedł z domu na gwiaździstą noc, a po jakimś czasie wrócił wyraźnie wstrząśnięty, wykrzykując: "Jestem z kosmosu! Naprawdę! Jakie jest moje imię?". Psychedelicznym przemianom w postrzeganiu samego siębie towarzyszą równie radykalne i skądinąd nawet bardziej rzucające się w oczy przemiany w percepcji zewnętrznej rzeczywistości. Mają one, jak sądzę, podobne przyczyny co transformacja naszej samoświadomości. U ich podstaw wydaje się bowiem leżeć nasze wyzwolenie się od konwencji które kształtowały dotąd nasz sposób postrzegania świata i deautomatyzacja naszej percepcji. Dotąd bowiem nasza uwaga koncentrowała się na tych elementach otaczającego nas świata, których postrzeganie bylo nam niezbędne w naszej codziennej praktyce życiowej. Doznania, które miały się nijak do tego co na codzień robiliśmy, umykały na ogół naszej uwadze. Tymczasem psychedelik wytrącając świadomość z utartych torów pozwala nam wyzwolić się od percepcyjnych schematów i spojrzeć na rzeczywistość w sposób nieuwarunkowany.
Konsekwencją tego jest wzrost wrażliwości na niuanse zmysłowych postrzeżeń i drobne detale otaczającego świata, na które pozostawaliśmy dotychczas śłepi. Możemy więc teraz dlugo kontemplować złożoność konstrukcji zeschłego liścia albo wpatrywać się w misterny rysunek drzewnych słojów na byle jakiej desce.

Inną zmianą jaka dokonuje się teraz w naszej percepcji- i która również jest zapewne konsekwencją wyzwolenia się od poznawczych stereotypów- jest nieoczekiwany wzrost intensywności przeżywanych przez nas doznań. Wrażenia docierające do naszych zmysłów odzyskują świeżość pierwszej chwili stworzenia.

Barwy stają się bardziej soczyste, zapachy aromatyczne, a dźwięki dźwięczne. W efekcie w otoczeniu które w normalnym stanie ducha wydawałoby nam się po prostu ładne, czujemy się teraz jak w ogrodzie ziemskich rozkoszy. Psychodelicznej intensyfikacji podlegają co prawda nie tylko doznania przyjemne, ale i przykre, takie jak zmysłowa czy estetyczna odraza. Intensyfikacja przydaje im jednak patosu co sprawia iż również one stają się często w pewien paradoksalny sposób satysfakcjonujące. Ale deautomatyzacja percepcji sprawia, iż docierające do nas doznania stają się bogatsze w szczególy i intensywniejsze. Powoduje ona bowiem również zmianę towarzyszącej im aury emocjonalnej. Otaczający nas świat dotąd wydawal się nam zwyczajny i na ogół niegodny uwagi. Teraz czujemy się jednak tak jakbyśmy oglądali go po raz pierwszy w życiu. Otaczające nas obiekty- nie możemy się powstrzymać od myśli o ich dziwaczności. Nawet nasze własne cialo i jego ruchy wydają się nam teraz obce, często niepokojąco zwierzęce. Ten odmieniony świat budzi zarazem nasze przerażenie jak i fascynację. Wrażenia te towarzyszą nam w jakimś stopniu nawet w najbardziej banalnych momentach ale najsilniej ujawniają się w sytuacjach które nawet w "normalnym" stanie psychicznym uznalibyśmy za w pewien szczególny sposób niepokojące. Spojrzenie na rozgwieżdżone niebo albo spacer po ciemnym lesie mogą przyprawić nas o prawdziwy wstrząs.

Ale jednocześnie w innych sytuacjach oglądana przez nas rzeczvwistość sprawia na nas wrażenie arcyśmiesznej. Szczególnie komiczne wydają nam się teraz przedmioty z których korzystaliśmy dotąd w codziennym życiu a które teraz, nabrawszy dystansu wobec swego potocznego sensu, przypominają rekwizyty z groteskowego spektaklu. Ich widok prowokuje nas do tego byśmy bawili się nimi na wszystkie możliwe sposoby gdyż- jak słusznie zauważył wspomniany tu już Bachtin- świat śmiechu otwarty jest zawsze na nowe interakcje.

Między pogrzybowym sposobem postrzegania pogrzybowej rzeczywistości a pogrzybowym sposobem postrzegania siębie samego trudno byłoby zresztą dokonać jakiegoś radykalnego rozróżnienia. Po zażyciu psychedeliku różnica pomiędzy doświadczanym przez nas światem a nami samymi poczyna się bowiem zacierać . Otaczającą nas rzeczywistość przestajemy teraz postrzegać jako coś istniejącego na zewnątrz nas. Odczuwamy go raczej jako cząstkę własnego bycia, film wyświetlany w naszych głowach. Nie jest to już więc "koinos cosmos"- wspólny świat życia społecznego, ale nasz własny świat, rodzący się pod naszym spojrzeniem: strumień przeżywanych przez nas wrażeń. Jesteśmy teraz w stanie dobrze zrozumieć zdanie średniowiecznej śląskiej mistyczki związanej z sektą Wolnego Ducha: "Stworzyłam siebie i stworzyłam wszystkie rzeczy. Moje ręce podtrzymują niebo i ziemię. Beze mnie nic nie istnieje."

Zatarcie się granic między nami a zewnętrznym światem sprawia iż ten ostatni może stać się teraz zwierciadłem w którym będzie przeglądać się nasza wyobraźnia. W rezultacie otaczająca nas rzeczywistość nabiera w naszym odczuciu symbolicznego charakteru, staje się pełna komentujących nasze losy znaków. Noc która nas otacza nie jest już zwykłą nocą lecz odbiciem nocy kosmicznej w której zanurzone jest nasze istnienie; z milczenia nieruchomej wody możemy wyczytać obraz niosącej zapomnienie śmierci podobnej powrotowi do łona, a żar i żarłoczność ognia skłania nas do fantazji o egzystencji sprowadzonej do jednej płomiennej i bolesnej chwili.

Czasami owo przeglądanie się wyobraźni w lustrze świata przybiera formę doznań halucynacyjnych które są o tyle specyficzne iż ci którzy ich doświadczają z reguły zdają sobie sprawę że to co dostrzegają jest wytworem ich imaginacji. Gra światłocieni sprawia, iż obok oświetlonych blaskiem księżyca zarośli czają się monstrualne owady; liście otaczających nas drzew pełne są czujnie wpatrzonych w nas oczu a w wijącej się z komina smudze dymu pojawiają się i nikną jak w kalejdoskopie nieskończenie piękne kobiece twarze.

Psychodeliczne wizje cechuje niepokojąca dziwaczność korespondująca skądinąd z dziwacznością innych aspektów pogrzybowych doświadczeń a przywodzące na myśl malarstwo ekspresjonistów i surrealistów: oniryczne dzeieła Chubina czy Chirica. Wizjom tym nieobcy jest równiez absurdalny humor rodem z płócien Paula Klee.

Opisywanym przeze mnie psychedelicznym przemianom w postrzeganiu samego siębie i otaczającego świata towarzyszą równiez zmiany w percepcji czasu. Zażycie psychedeliku sprawia mianowicie iż czas w naszym subiektywnym odczuciu ulega nieprawdopodobnemu nieraz wydłużeniu. Zjawisko to wydaje się być konsekwencją faktu iż psychedelik wyzwolił nas od narzucanego nam przez zmysł "rozsądku" nawyku pamiętania o doświadczeniach przeszłości i troski o przyszłość. Naszą świadomość w przemożny sposób wypełnia chwila teraźniejsza która wydaje się być wieczna. Ow pryzmat chwili teraźniejszej nie oznacza zresztą iż chwila ta nie może w pewien sposób zawierać w sobie przyszłości i przeszłości. Obejmuje je ona jednak niejako abstrakcyjne konstrukty, ale jako żywo przez nas doświadczane- a więc aktualnie obecne- wspomnienia czy marzenia. Aktywność wyobraźni z jednakową swobodą przenosi nas z powrotem w krainę dzieciństwa lub czyni nas starcami a wszystko to dzieje się TERAZ.

Pamiętam uwagę wypowiedzianą kiedyś ze smutkiem przez jednego z moich znajomych, gdy grzyby przestawały już działać: "znowu jest czas".
*

Pisałem już iż przekonanie o patologicznym charakterze psychedelicznych doświadczeń bazuje na założeniu iż panujący model postrzegania rzeczywistości jest czymś "naturalnym" a więc nie podlegającym dyskusji: świat jest jaki jest; jesteśmy jacy jesteśmy i tylko wariat mógłby się tu nad czyś zastanawiać. Tymczasem łatwo udowodnić że sposób w jaki widzimy samych siebie i otaczający nas świat jest uwarunkowany społecznie. Świat Papuasa jest innym światem niż świat współczesnego mieszkańca Zachodu nie tylko gdy chodzi o role których odgrywaniu poświęcaja całe życie ale również o sposób percepcji danych zmysłowych czy czasu.

Jednocześnie zaś owo w potocznym mniemaniu "chorobliwe" i "nienaturalne" postrzeganie świata z jakim mamy do czynienia po zażyciu psychedeliku wykazuje duże podobieństwo do stanu psychicznego który godzi sie nazwać w najwyższym stopniu naturalnym. Chodzi tu bowiem o stan ducha jaki przez artystów, ale także przez wielu psychologów uznawany jest za typowy dla wczesnego dzieciństwa. Postrzeganie życia w kategoriach zabawy; intensywność doznań i zdolność do przeżywania fascynacji przeżywaną rzeczywistością, niezdolność do precyzyjnego odróżnienia zewnętrznego świata od samego siebie (vide: freudowskie pojęcia "doświadczenia oceanicznego" i "narcyzmu pierwotnego" oraz piagetowski "adualizm pierwotny") wiążąca sie z tym skłonność do animizacji zewnętrznej rzeczywistości i rzutowania nań własnych fantazji, wreszcie skłonność do koncentrowania uwagi na przeżywaniu chwili bieżącej- wszystko to stanowi cechy dość powszechnie przypisywane dziecięcej psychice.

Za słusznością tego rodzaju poglądów przemawia fakt iż w w istocie opisany powyżej sposób postrzegania rzeczywistości wydaje się bardziej naturalny niż ten który praktykujemy w swoim dorosłym życiu. Łatwo zrozumieć że dziecko które nie przeszło jeszcze socjalizacji nie zna żadnych norm lecz jedynie swe pragnienia a zatem życie traktuje jako zabawę. Biorąc zaś pod uwagę świeżość świata oglądanego jego oczami oraz to iż zabawowe podejście do rzeczywistości podtrzymuje wspomnianą świeżość, gdyż utrzymuje świat w stanie wolnym od ostatecznego zdefiniowania, łatwo również zrozumieć fakt iż małe dzieci nie są w stanie wyznaczyć wyraźnej granicy między sobą a światem jest jednak wbrew pozorom równie zrozumiały. Jeśli bowiem postrzegam rzeczywistość przez pryzmat zabawy a nie przez pryzmat obowiązków to widzę w nim raczej zbiór moich wrażeń niż zbiór zewnętrznych wobec mnie obiektów. Równie zrozumiała jest koncentracja uwagi na teraźniejszości. Łatwo bowiem pojąć iż dla kogoś kto w pełni pochłonięty jest zabawą istnieje wyłącznie "teraz", podczas gdy pojęcia przeszłości i przyszłości są jedynie pewnego rodzaju abstrakcyjnymi hipotezami którymi posługiwania musimy sie dopiero uczyć.

Tego dziecinno-archaicznego sposobu pojmowania świata w toku osobniczego rozwoju z reguły się jednak wyrzekamy. Czemu tak się dzieje? Niewątpliwie ogromną rolę odgrywają tu rozmaite formy ograniczeń jakie narzuca nam świat w którym żyjemy. Szybko bowiem odkrywamy iż nie możemy robić wszystkiego co chcemy. Pewne rzeczy robić musimy podczas gdy z innych powinniśmy zrezygnować gdyż w przeciwnym razie narazimy się na przykre konsekwencje. Lęk przed przyszłym bólem i lęk przed niezaspokojeniem do których w chwili gdy jesteśmy w stanie zrozumiec pojęcie śmierci, dochodzi jeszcze lęk przed zagładą, skłaniają nas zatem do rezygnowania z bezkopromisowego dążenia do natychmiastowego spełnienia pragnień. Godzimy się bowiem je podporządkować dążeniu do zapewnienia sobie wolnej od cierpień i w miarę możliwości przyjemnej przyszłości- celu który w dalszej części tekstu będę określał mianem "samozachowania". Odtąd swoje pragnienia zaspokajamy tylko o tyle, o ile jest to "rozsądne". Dążenie do pełni życia ustępuje pierwszeństwa dążeniu do samozachowania znajdującym swój wyraz w działaniach samozachowawczych to jest w takich relacjach ze światem które w odróżnieniu od zabawy nie dostarczają nam przyjemności lecz służą jedynie zagwarantowaniu nam życiowego bezpieczeństwa.

Przyjęcie przez nas priorytetu działań samozachowawczych i dążenie do zapewnienia im skuteczności sprawiają iż na otaczająccy nas świat zaczynamy teraz patrzeć w nowy sposób jako na obiektywny, wyraźnie oddzielony od nas byt. Nie pozwalamy teraz juz sobie na puszczanie wodzy fantazji lecz staramy się postrzegać go w sposób bardziej precyzyjny pozwalający na zaobserwowanie obowiązujących w nim praw. Przy tym nasza uwaga skupia się na tych przede wszystkim elementach postrzeganej rzeczywistości, których branie pod uwagę jest potrzebne dla zapewnienia skuteczności naszych działań samozachowawczych.

Najistotniejszym zaś z takich koniecznych do wzięcia pod uwagę elementów jest czas.

Procesy zachodzące w fizycznej rzeczywistości mają bowiem czasowy charakter i ich skuteczne kontrolowanie i przewidywanie możliwe jest jedynie wówczas, jeżeli przyswoimy sobie abstrakcyjne pojęcia obiektywnej przeszłości i przyszlości. Tak więc przyjęcie samozachowania jako podstawowego celu życiowego sprawia iż w dużej mierze zostajemy wygnani z wszechobecnego niegdyś "teraz" i w zamian za to zaczynamy postrzegać rzeczywistość przez pryzmat pojęcia biegnącej z przeszlości w przyszlość osi czasu.

Normy którym dziecko musi podporządkować swoje postępowanie po części wynikają z właściwości fizycznego świata w którym żyje- jeśli chce mieć ciastko musi po nie sięgnąć i nie wolno mu wkładać ręki do ognia, choćby nawet kusił on swym blaskiem. Ponieważ jednostką funkcjonalną gatunku ludzkiego w jego walce o samozachowanie jest raczej społeczeństwo niż pojedyńczy człowiek, normy te mają w dużej- i wraz z rozwojem cywilizacyjnym w coraz większej- mierze charakter społeczny. Jesteśmy bowiem uzależnieni od naszego otoczenia społecznego bez którego nie moglibyśmy zaspokajać swoich potrzeb i które w dodatku może wywierać na nas bolesną presję. Społeczeństwo zaś- którego reprezentantami początkowo są głównie rodzice- zaspokajanie naszych potrzeb i wstrzymanie się od represji uzależnia zaś od naszej zgody na to, byśmy postępowali w określony sposób. Innymi słowy wymaga byśmy odgrywali określone role społeczne. Początkowo chodzi tu o rolę "grzecznego" tj. posłusznego dziecka, później o rozmaite zestandaryzowane funkcje jakie społeczeństwo wyznacza nam w dorosłym życiu w ramach systemu ekonomicznego, "życia prywatnego" czy też systemu politycznego.

W konsekwencji normy jakim podporządkowujemy się ze względu na nasze dążenie do samozachowania to przede wszystkim normy społeczne. Nasze uspołecznienie ulega zaś utrwaleniu i pogłębieniu przez fakt iż chcąc uniknąć dyskomfortu płynącego z poczucia ulegania przymusowi z reguły identytikujemy się z przeznaczonymi nam rolami i uznajemy ich odgrywanie za najlepszy sposób życia. Przychodzi to nam zresztą tym łatwiej, iż społeczeństwo fabrykuje uzasadniające taką wiarę ideologie głoszące, iż praktykowany przez nas sposób życia jest wlaśnie takim jaki przystoi "grzecznemu dziecku", "katolikowi", "patriocie" , "człowiekowi sukcesu", czy po prostu "komuś normalnemu".

Równolegle uspołecznieniu ulega również nasze widzenie zewnętrznej rzeczywistości, gdyż skuteczne wykonywanie zadań nakładanych przez role społeczne wymaga od nas postrzegania świata w kategoriach zgodnych ze społecznym sposobem definiowania rzeczywistości. Jest to bowiem sposób dostosowany do praktyki społecznej- rodzaj mapy dostarczanej nam przez społeczeństwo po to byśmy mogli poradzić sobie z wyznaczanymi nam przez nie zadaniami. Tak więc musimy się nauczyć widzieć świat jako zbiór przedmiotów i sytuacji które grupy społeczne do których należymy uznają za godne zdefiniowania jako przedmioty i sytuacje. Mieszkańcowi współczesnej polski nie jest np na ogół potrzebna umiejętność rozpoznawania, rozróżniania i nazywania tropów zwierzyny ale trudno byłoby mu sie obyć bez umiejętności rozpoznawania, rozróżniania i nazywania banknotów.

Elementem społecznej definicji świata jest również obowiązująca koncepcja czasu na którą oprócz wyobrażenia biegnącej z przeszłości w przyszłość osi czasu (1) składa się również opisujący ową oś społeczny system rachuby czasu. Chcąc sprawnie wykonywać wyznaczone nam role społeczne, musimy zatem nauczyć się myśleć w kategoriach czasu kalendarzowego a w przypadku społeczeństw nowoczesnych także czasu zegarowego. Efektem jest zaś, jak sądzę, przerzucenie jeszcze większej części uwagi z teraźniejszości na abstrakcyjną przeszłość i przyszłóść.

Tak więc owocem procesu socjalizacji we wszystkich istniejących dotąd społeczeństwach było skłonienie jednostek do identyfikacji z zestandaryzowanymi rolami społecznymi i narzucenie im społecznie obowiązujących sposobów postrzegania zewnętrznego świata i czasu. Specyfika społeczeństwa w którym żyjemy- współczesnego społeczeństwa kapitalistycznego, polega na tym jedynie iż będąc pod pewnymi względami formalnie wolne, jednocześnie pod innymi względami jest w najwyższym stopniu zniewolone. U źródeł owej dwuznaczności leży wyraźny podział życia społecznego na sferę pracy i sferę tzw "czasu wolnego".

Jeżeli chodzi o sferę pracy, to jest ona wolna na tyle iż ludzie mogą dość swobodnie wybierać zajęcie które chcą wykonywać- przywilej który nie był dany członkom społeczeństw tradycyjnych. W świecie podporządkowanym zasadzie ekonomicznj wydajności wolność kończy się jednak z chwilą wyboru zawodu bo gdy już pójdziemy do wybranej przez siebie pracy, nasze zachowania zostaną ujęte w karby roli w sposób bardziej precyzyjny niż miało to miejsce w jakimkolwiek innym społeczeństwie. Do odgrywania ściśle zaprogramowanych ról w wielu przypadkach zmusza nas zresztą także sprawujące patronat nad sferą ekonomii nowoczesne państwo redukujące nas do rangi numerów ewidencynych. Również postrzeganie przez nas zewnętrznej rzeczywistości i czasu jest w sferze kapitalistycznej pracy precyzyjniej dostosowane do wymogów odgrywanych przez nas ról niż miało to miejsce gdziekolwiek indziej.

Jeśli chodzi zaś o sferę czasu wolnego to teoretycznie jest ona w dużej mierze wolna. Jednakże intensywna socjalizacja , jaka przeszliśmy w dzieciństwie oraz fakt iż jako elementy systemu ekonomicznego musimy być ściśle podporządkowani wyrobił w nas upodobanie do życia polegającego na biernym odgrywaniu roli a rozgrywającego się w świecie uporządkowanym przez społeczne definicje. W efekcie możliwość swobodnego dysponowania własnym istnieniem często budzi w nas lęk. Dlatego też skłonni jesteśmy pracować nie tylko w pracy, ale i w czasie wolnym. Z ochotą wyrzekamy się możliwości swobodnego dysponowania własnym istnieniem i podporządkowujemy się temu czy innemu scenariuszowi działania. Trzymamy się więc np wzorców wyznaczanych przez tradycję lub podporządkowujemy się konsumpcyjnym modom fabrykowanym przez popkulturę. Ten drugi sposób ucieczki od wolności jest przy tym o tyle groźniejszy iż skłania nas do intensywniejszej pracy by zarobić na pożądane towary a tym samym przyczynia się do jeszcze głębszego umocnienia się w nas uniemożliwiającej korzystanie z wolności postawy wewnętrznej bierności.

Trzeba co prawda w tym miejscu zauważyć że fakt określonego sposobu widzenia rzeczywistości nie jest jedynie bezsensowną uzurpacją iż uspokajanie przez nie naszych potrzeb społeczeństwo uzależnia od odgrywania okreslonych ról i zaakceptowania. Złożone z uprzedmiotowionych jednostek społeczeństwo jest bowiem aparatem za pomocą którego ludzie przekształcają rzeczywistość fizyczną i zaspokajają swe potrzeby i nasze podporządkowanie części (choc nie wszystkim!) spośród istniejących norm społecznych jest niezbędne dla zapewnienia funkcjonowania owego aparatu. Narzucony nam przez społeczeństwo sposób widzenia postrzeganej przez nas rzeczywistości oraz idea czasu zapewniają zaś skuteczność naszych poczynań wobec materialnego świata. Niemniej nie jest to jeszcze powód by ignorować fakt iż instrumentalizaacja naszej świadomości powoduje jej okaleczenie. Wpojony nam przez społeczeńswo instrumentalny sposób postrzegania samego siebie i otaczającego nas świata jest bowiem znacznie mniej intensywny i znacznie uboższy niż ten który mógłby się rozwinąc na bazie archaiczno- dziecięcego modelu percepcji rzeczywistości.

W chwili bowiem kiedy zidentyfikujemy się z odgrywanymi przez nas rolami społecznymi, stracimy możliwość oddawania naszego istnienia nieinstrumentalnej refleksji. Myśląc o sobie nie zastanawiamy sie bowiem kim jesteśmy, lecz co powinniśmy robić aby sprawnie realizować wyznaczonny nam scenariusz działania. W efekcie nasze istnienie nie może co prawda wzbudzić w nas lęku lub niepokoju ale zarazem w nieuchronny sposób staje się w naszych własnych oczach banalne. Przestaje być cudowne, straszne i śmieszne; ze zdumiewającej przygody zmienia sie w nudny obowiązek. Banalizacja owa jest dodatkowo pogłębiana przez fakt iż role jakie możemy odgrywać we współczesnych masowych społeczeństwach nie są bynajmniej rolami indywidualnymi lecz zestandaryzowanymi produktami na użytek setek czy milionów. Społeczeństwo skłania zatem, byśmy wyrzekli się poczucia niepowtarzalności własnej egsystencji i zaczęli myśleć o sobie jako o "jednym z wielu": jednym z ludzi, jednym z mężczyzn, jednym z urzędników, jednym z ojców, jednym z polaków czy jednym z kibiców "Legii".

Podobnie zubażający wpływ na naszą psychikę wywiera poddanie społeczeństwa definicjom postrzeganego przez nas za pomocą zmysłów świata i sprowadzenie go w naszych oczach do zbioru społecznie znaczących obiektów na których mamy dokonywać społecznie zalecanych przekształceń. W efekcie maleje bowiem nasza zdolność do czerpania z percepcji zmysłowej przyjemności. Docierające do nas zmysłowe dane redukujemy teraz bowiem do rangi sygnałow umożliwiających rozpoznawanie społecznie istotnych obiektów i skuteczne posługiwanie sie nimi. Zmniejsza się również nasza zdolność do dostrzegania bogactwa i złożoności otaczającego nas świata gdyż przecież nasza uwaga koncentruje sie na tych jego aspektach, które umożliwiaja nam skuteczne odgrywanie naszych codziennych ról podczas gdy wszystko inne zostaje usunięte w cień.

Z obiektywizacją rzeczywistości wiąże się też utrata zdolności do przeglądania się w niej naszej wyobraźni. Efektem jest nasze wyobcowanie ze świata w którym nie jesteśmy już w stanie odnajdywać przemawiających do nas symboli, nastrojów i emocji, lecz który jest już tylko martwym przedmiotem.

Co więcej, oglądany przez nas świat, podobnie jak nasze życie, jest dla nas światem banalnym. Patrząc na otaczające nas obiekty nie zastanawiamy się już nad ich istnieniem lecz myślimy jak skutecznie się nimi posłużyć. Podobnie też, jak miało to miejsce w przypadku naszego istnienia, spowodowana przez przyswojenie sobie społecznych definicji, banalizacja pogłębiana jest przez fakt iż definiicje te mają charakter zbiorowy. Uczy się więc nas postrzegać świat jako zbiór pozbawionych indywidualności i pogrupowanych w kategorie rzeczy i sytuacji. Jedno drzewo ma być dla nas podobne do innych drzew, jeden poranek do innych poranków. Owa narzucona przez społeczeństwo dezindywidualizacja otaczającej nas rzeczywistości swe najbardziej spektakularne formy osiąga w sferze kapitalistycznej ekonomii. Tutaj bowiem same ustanowione przez społeczeństwo rzeczy i sytuacje zredukowane zostają do swej rynkowej wartości co czyni z nich bezbarwne widma, których jedyną istotną cechą jest cena.

Do zubożenia naszych doświadczeń przyczynia się również przyswojenie sobie przez nas społecznie obowiązującego pojęcia czasu. Jak już bowiem wspominałem przyswojenie sobie przez nas wyobrażenia osi czasu a następnie przyjęcie opisującego ową oś społecznego systemu rachuby czasu prowadzi do wygnania nas z chwili teraźniejszej. Tak więc w sytuacji gdy myślimy w kategoriach obowiązującego w naszym społeczeństwie czasu zegarowego realne jest dla nas jedynie "przed" i "po". Wszechogarniające zaś niegdyś "teraz" zredukowane zostaje do pozbawionego wymiarów punktu na osi czasu- godziny "siedemnastej trzydzieści dwie dziesięć sekund" jak mawia zegarynka. Tymczasem o ile społeczne role wykonywać możemy wyłącznie w czasie o tyle szczęśliwi możemy być jedynie teraz.

Tak więc podporządkowując nasze postrzeganie siebie i świata dążeniu do samozachowania uzyskujemy bezpieczeństwo, ale zatracamy w dużej mierze zdolność życia własnym życiem i patrzenia na świat własnymi oczami. W naszej egzystencji zdarzają się jednak sytuacje które mogą sprawić iż w mniejszym lub większym stopniu udaje się nam wyzwolić spod władzy społecznych definicji rzeczywistości i spojrzeć na siebie i świat w sposób nieuwarunkowany. Takie sytuacje to samotność, noc, momenty życiowego kryzysu lub przełomu, przebywanie na pograniczu snu i jawy. Szczególnie spektakulame efekty przynosi tu zaś zastosowanie psychedelików. Opisując ich działanie można z pewną dozą słuszności stwierdzić iż z powrotem przenoszą nas one w początki naszego dzieciństwa. Warto jednak zaznaczyć iż świat który przed nami otwierają nie jest bynajmniej prostą reprodukcją dzieciństwa. Mamy tu raczej do czynienia z sytuacją kiedy osobie posiadającej doświadczenie i możliwości intelektualne człowieka dorosłego dana zostaje możliwość widzenia oczami świeżo narodzonego dziecka. Stąd też zapewne różnice między psychedelicznym a dziecinnym sposobem widzenia świata. Tak więc w przypadku doświadczenia psychedelicznego opisywane tu poczucie niesamowitości życia i świata- poczucie na które składają się splątane ze sobą wrażenia cudowności, grozy i groteskowości istnienia- występuje, jak się wydaje, w wyrazistszej i dużo bardziej rozwiniętej formie. Osoba po grzybach ma więc na przykład skłonność do patrzenia na rzeczywistość przez pryzmat pojęć takich jak "nieskończoność", "wieczność" i "otchłań", a więc do posługiwania się kategoriami których dziecko jeszcze nie opanowało.

Towarzysząca psychedelicznym doznaniom aura niesamowitości przywodzi natychmiast skojarzenia ze stworzoną przez Rudolfa Otto klasyczną detinicją przeżycia religijnego. Wedle Otto najistotniejszymi składnikami owego przeżycia jest bowiem właśnie wrażenie cudowności i grozy. Skojarzenie to wydaje się słuszne gdyż, jak warto zauważyć, nawet osoby które tekstów Otto nie znają a miały kontakt z psychedelikami, mają skłonność do opisywania przebytych doznań za pomocą przymiotników takich jak "religijny" i "mistyczny". Analogie między doświadczeniami ludzi religijnych a stanami jakich doświadcza się po zażyciu psychedelików wynikają zaś, jak sądzę, z faktu iż wszelkie religie w pewnej mierze prowokują stany deautomatyzacji naszych funkcji psychicznych- stany z którymi w szczególnie wyrazistych formach mamy do czynienia właśnie po zażyciu środków psychedelicznych. Czynią to zaś po to by nastepnie pasożytować na związanym z nimi poczuciu niesamowitości istnienia. Religie starają się mianowicie wykorzystać składający się na owo poczucie element grozy- lęku przed chaosem i otchłanią - Po to by następnie zaproponować nam przewodnik i oparcie w postaci obowiązujących w danej religii wierzeń (2).

Aby zaś uatrakcyjnić owe wierzenia religie starają się jednocześnie przejąć na siebie przynajmniej cząstkę również składajacej się na ową niesamowitość cudowności.

Religia świeci jednak jedynie światłem odbitym, a więc otaczająca ją aura niesamowitości jest z konieczności bledsza. W dodatku, jak się wydaje, wraz z postępowaaniem rozwoju cywilizacyjnego religie w coraz mniejszym stopniu sa w stanie sobie pozwolić na prowokowanie stanów psychicznej deautomatyzacji. Dowodów na potwierdzenie tej ostatniej tezy może dostarczyć porównanie świąt ludów pierwotnych które, jeśli oprzeć się na analizach Cailois i Eliadego, były aktami czasowego uchylenia wszelkiego porządku społecznego i wyzwolenia chaosu- z dzisiejszą nudą niedzielnych mszy. W efekcie niesiony przez religie ładunek niesamowitości w toku rozwoju społecznego ulega postępującej destrukcji. W pierwszym rzędzie ofiarą pada zaś groteskowy komponent niesamowitości. Występuje on jeszcze w przypadku kultów praktykowanych przez ludy pierwotne (3), ale w nadętych religiach społeczeństw cywilizowanych próżno go szukać.

Doświadczenie psychedeliczne w spektakularny sposób wykazuje nam, że zdeteminowany przez dążenie do samozachowania sposób w jaki przeżywamy rzeczywistość na codzień pozwala nam wykorzystać jedynie drobną cząstkę tkwiących w nas możliwości cieszenia się istnieniem. Teraz widzimy jasno iż prawdziwe życie jest gdzie indziej.

Z doświadczenia tego możemy wyciągnąć dwojakie wnioski. Pierwszym jest dążenie do odrzucenia pryzmatu samozachowania już w ramach istniejącego społeczeństwa i wola życia pełnią życia już tu i teraz nie bacząc na normy społeczne i inne ograniczenia nakładane nam przez rzeczywistość. Atutem takiego rozwiązania jest jego natychmiastowość, ale musimy sobie jednocześnie zdawać spraawe, iż podejmując taki wybór podejmujemy wybór tragiczny, gdyż narażamy się na cierpienie i zniszczenie. Drugim możliwym do wyciągnięcia wnioskiem jest dążenie do stworzenia takiego społeczeństwa, które umożliwiałoby ludziom samozachowanie nie wymagając od nich w zamian wyrzekania się siebie poprzez samouprzedmiotowienie- społeczeństwa zabawy. Jest to cel którego być może nigdy nie da się w pełni osiągnąć, ale do którego z pewnością warto próbowac się przybliżyć.

Tak więc logiczną konsekwencją doświadczenia psychedelicznego jest krytyka społeczna.

_________
(1) W przypadku społeczeństw pierwotnych z ich koncepcją czasu cyklicznego jest to co prawda oś zakrzywiona, co wydaje się stanowić pewne ustępstwo na rzecz archaiczno-dziecięcej skłonności do myślenia w kategoriach "teraz". Jak jednak widać społeczeństwa w trakcie rozwoju cywilizacyjnego musiały z tej koncesji się wycofać.

(2) Nasuwaja się tu analogie z domniemanym wywoływaniem przez psychedeliki schizofrenii. Być może bowiem zarówno identyfikacja jednostki z religijną definicją rzeczywistości jak i (przynajmniej czasami) jej identyfikacja z rodzącą się w jej głowie w przypadku schizofrenii paranoiczną definicją rzeczywistości maja tą samą przyczynę a jest nią lęk przed światem nie wtłoczonym w karb norm i definicji- lęk przed przed otchłanią. Taki sam byłby też w gruncie rzeczy sposób uwalniania się od wspomaganego lęku. W obu wypadkach polega on bowiem na uwierzeniu w urojeniowy system interpretacyjny.

(3) Jak pisze Bachtin: "W folklorze ludów pierwotnych obok kultów- ze względu na organizację i ton- poważnych, istniały również kulty oparte na śmiechu, w których wyśmiewano i hańbiono bóstwo ("śmiech rytualny"); obok mitów poważnych istniały obelżywe i oparte na śmiechu" (vide: Bachtin.Dialog, jezyk, literatura, s. 144-5)

Oceń treść:

0
Brak głosów

Komentarze

shahid (niezweryfikowany)

dobry tekst

Armaggedon (niezweryfikowany)

Tekst jest swietny i zawiera w sobie ideę używania grzybów, którą i ja kultywuję (i staram się spopularyzować) jednakże zgodzić się nie mogę jakoby LSD nie dawało podobnej jakości doznań - próbowałem wielokrotnie grzybów - jak dotąd tylko raz LSD i muszę stwierdzić że było warto i to bardzo a być może nawet bardziej niż grzybów, które wzbudzały we mnie zawsze tyle lęku - LSD jest substancją czystą o tyle by mieć pewność że prócz zamieszaina psychedelicznego nie bedzie żadnych innych - słowem grzybki - ciężkie są na wątróbkę i cholera wi jakie szkodliwe substancje zawierają aczkolwiek nie zamierzam z nich rezygnować- nigdy.

Mikołaj \'Mix\'... (niezweryfikowany)

dobry , artykuł , widzę że autor się naprawdę przyłożył do niego , to dobrze.
moje zdanie : gdyby żreć masę grzybków to zostaniesz bogiem (człowiekiem z otwartymi oczami ) ale kojfniesz na wątrobę i inne podroby ...:) .dlatego polecam omijanie skrajności a bedzie w porzo.

Anonim (niezweryfikowany)

Głód

Gratuluje trafności i obserwacji złożoności uwarunkowań umysły. Faktycznie po "grzybkach" zmienia sie dystans i zmienia się kondycja "samo - społeczna" zazwyczaj chwytamy coś ulotnego, nietrwałego, dotykamy albo inaczej wychodzimy na zewnątrz - tylko tautologicznie wracamy do miejsca wyjścia. Głód doświadczenia doświadczeń psychodelicznych rzuca nas na kolejne ścieżki ale nie jest to poznawanie to błądzenie, bo odrywając się od "schematu" dalej ładujemy sie w schemat który stwarzamy. Zastanawiam się czy doświadczenia doznania psychodeliczne są dobrą płaszczyzną do obserwacji społecznych, choć w powyższym eseju czuć siłe i jakąś "iskierkę" - zastanawiam sie na ile one jedynie modelują nasz wgląd. Porównanie czy sprowadzenie do umysłowości czy świadomości dziecka jest obrazowe ale pozostaje nadal głód doznań trwałych. 

Sprowadzanie do kwestii "czystości" substancji psychoaktywnych zawsze mnie intrygowało bo co to oznacza czy kwestią jest to że LSD dzięki chemicznej genezie jest czystsze od grzyba haj-haja czy a może jednak uboższe. Grzyb reguluje częstość doznań swoja naturą, częstotliwość doznań na LSD ogranicza ekonomia - dwa surowce z dwuch róznych światów. Czy coś syntetycznego jest bardziej czyste skoro chemiczna czystość doskonała jest obca organicznie?

Osobiście jestem za rytualnym używaniem grzybów, czyli z przewodnikiem duchowym i inicjacjami. 

Głód doznań jest sam w sobie też niebezpieczny.

Wojmi

PS

przepraszam za ortografie - dyslekcja.

Okwaszony (niezweryfikowany)

Bardzo dobry tekst,obrazowo ujęta kwestia. Oczywisty jest jednak fakt, że wpływ grzybowego/lsd tripa na szeroko pojętą świadomość to temat rzeka i żadne słowa nigdy nie odzwierciedlą tego fascynującego doświadczenia ;)

Zajawki z NeuroGroove
  • Benzydamina

Oto pisany w drugi dzień po zazyciu opis tripu(?) po benzydaminie:

  • Bad trip
  • Inhalanty

dzień jak każdy inny, miałem ciśnienie żeby się czymś odrealnić

Wyszedłem z domu około godziny 19 w celu zakupienia paczki papierosów i gazu do zapalniczek w osiedlowym sklepie. Skąd ten chory pomysł mógł mi przyjść do głowy... Zaraz po wyjściu odpaliłem szluga i wziąłem pierwszego macha z butli. Po kilku sekundach poczułem mrowienie nóg i dziwnie "zakręcony" umysł. To był dopiero początek bo gdzieś około godziny spędziłem siedząc z dziewczyną i paląc szlugi, warto dodać że zanim do niej dotarłem to gaz już przestał działać.

II uderzenie (godzina 20:00)

  • GBL (gamma-Butyrolakton)


Substancja: GBL

Dawki :

1) 1,2 ml

2) 1,6 ml

3) 3,0 ml

4) 2,3 ml

w przeciągu dwóch miesięcy



Doświadczenie: jak króliczek kosmetyczek lub farmaceutyczna małpka ( ale w GBL (HB) przedtem żadnych)



S&S: ciekawość poznawcza




  • Dekstrometorfan
  • Pozytywne przeżycie

Trochę zmęczenia, trochę nudy, trochę ekscytacji.

Nocna konsumpcja czerwonego diabła.

randomness