Brytyjscy policjanci ujawniają, co naprawdę sądzą o wojnie z narkotykami

"Dobry glina, zła wojna" to opowieść Neila Woodsa, pracującego pod przykrywką policjanta, który spędził ponad dekadę, infiltrując największe gangi narkotykowe w Wielkiej Brytanii. Doświadczenia Woodsa doprowadziły go ostatecznie do całkowitego odrzucenia podejścia do narkotyków, jakie forsowane jest w Wielkiej Brytanii.

Dobry glina, zła wojna to opowieść Neila Woodsa, pracującego pod przykrywką policjanta, który spędził ponad dekadę, infiltrując największe gangi narkotykowe w Wielkiej Brytanii. Wydana w zeszłym tygodniu książka daje unikalny wgląd w świat psychologicznych rozgrywek i przemocy, gdzie rynek narkotykowy działa niczym linia produkcyjna wypuszczajaca kolejnych, coraz bardziej bezwzględnych gangsterów. Doświadczenia Woodsa doprowadziły go ostatecznie do całkowitego odrzucenia podejścia do narkotyków, jakie forsowane jest w Wielkiej Brytanii.

Logika wojny z narkotykami prowadzi zawsze w jednym kierunku: policja robi się coraz sprytniejsza, toteż przestępcy stają się paskudniejsi; jedyny możliwy kierunek zmian to od złego ku gorszemu, od bestialstwa do bestialstwa.

- mówi Woods.

Teraz, po odejściu ze służby, jest on przewodniczącym LEAP UK (brytyjski oddział Law Enforcement Against Prohibition – Stróże Prawa Przeciw Prohibicji), prolegalizacyjnej grupy aktywistów, złożonej z byłych funkcjonariuszy organów ścigania.

W jakim jednak stopniu Woods i jego koledzy z LEAP UK stanowią wyjątki w swoim środowisku? Jak nieliczni są policjanci, którzy uważają, że toczą niewłaściwą walkę? Wyrażanie — nawet wśród kolegów – przychylności dla jakichkolwiek rozwiązań innych niż bezwzględne zakazy, jest przecież dość ryzykowne w biało-czarnym, opartym o logikę typu "my i oni" policyjnym świecie.

Pomimo to, co jakiś czas policjanci decydują się mówić otwarcie o realiach "sprzątania ulic" z narkotykowych dilerów.

Rozmawiałem z Mikiem Fisherem *, starszym śledczym zatrudnionym w brytyjskim biurze ds. przestępczości zorganizowanej, Narodowej Agencji Kryminalnej (NCA). Poprosił mnie o zmianę personaliów, by uniknąć postępowania dyscyplinarnego, ponieważ jego poglądy zdecydowanie nie pokrywają się z tym, co można znaleźć na łamach rocznych raportów NCA:

Jeżeli NCA zaprzestałoby działań przeciwko gangom narkotykowym, nic by się nie zmieniło. Na ulicy zauważyłbyś najwyżej niewielkie poruszenie. Społeczeństwo by nie upadło. Byłoby tak jak teraz, gdy do narkotyków jest w gruncie rzeczy swobodny dostęp. Jedyna różnica polegałaby na tym, że obrót nimi byłby bardziej jawny. Mogłoby to jednak zwiększyć nasze szanse w walce z przestępstwami takimi jak zabójstwa.

Nie da się ukryć, że jest to linia rozumowania wprost przeciwna temu, czego intuicyjnie moglibyśmy się spodziewać po oficerze zatrudnionym w agencji, dla której zwalczanie handlu narkotykami jest kluczowym celem.

Działania organów ścigania są w przypadku narkotyków całkowicie nieskuteczne i takie też były od momentu, gdy w 1971 weszła w życie Ustawa O Nadużywaniu Narkotyków. Idea państwa mającego chronić cię przed samym sobą po prostu nie działa. Wydajemy miliardy funtów, próbując egzekwować przestrzeganie zakazów narkotykowych, ale szanse, by to zadziałało, są mniejsze, niż by morze posłuchało Kanuta.

-mówi Fisher

Dalej Fisher powiedział mi, że aresztowanie ludzi na ulicach z powodu zarzutów narkotykowych leków jest jedynie nakręcaniem niekończącego się cyklu, przy czym dokładnie to samo dotyczy tzw. grubych ryb:

Gdy usuwamy z gry ważnego faceta, ktoś inny — zwykle jego przyboczny – zastępuje go w ciągu kilku dni. Im bardziej się staramy, tym trudniejsza robi się sytuacja: zwiększenie skuteczności egzekwowania prawa sprawia, że ci ludzie częściej oglądają się przez ramię, działają bardziej skrycie, w efekcie czego nasze zadanie staje się trudniejsze

Według Fishera, rozwiązaniem jest pójście w ślady Portugalii: dekryminalizacja osobistego użytkowania wszystkich narkotyków, od marihuany po heroinę, a następnie rozważenie legalizacji produkcji i obrotu.

Wierzę, że zdolne do decydowania o sobie dorosłe osoby powinny mieć wybór w kwestii tego, co wprowadzają do swoich ciał. Ułatwiłoby to również użytkownikom heroiny i cracku uzyskiwanie pomoc, której potrzebują, a policjantom zaś zwróciłoby czas, w którym mogliby pójść na patrol i radzić sobie z innymi przestępstwami. Idealnie byłoby, gdyby kontrola nad produkcją odebrana została organizacjom przestępczym i zarządzana była przez rządy.

Co ciekawe, Fisher twierdzi, że mniej więcej połowa zajmujących się narkotykami elitarnych brytyjskich detektywów zatrudnionych w NCA ma podobnie "liberalne" podejście do tego problemu.

Co jednak z policjantami od narkotyków pracującymi poniżej poziomu NCA, w różnych miastach i miejscowościach całej Wielkiej Brytanii? Aby dowiedzieć się, co naprawdę myślą o swoich codziennych zadaniach, trzeba by wtopić się w tło i słuchać – toteż dokładnie to zrobił kryminolog z University of Sheffield, dr Matthew Bacon. Spędził on dwa lata pośród zajmujących się narkotykami śledczych w dwóch brytyjskich miastach, mniejszym i dużym (których nazwy nie zostały ujawnione), opisując swoje doświadczenia w opublikowanej w zeszłym miesiącu książce pt. Taking Care of Business.

Większość opisanych przez niego policjantów miała nastawienie zdecydowanie antynarkotykowe i pełni popierała prohibicję. Narkotyki były przez nich postrzegane jako źródło wszelkiego zła w społeczeństwie. To, jak zaobserwował Bacon, dawało im poczucie "prawości" prowadzonych działań. Jednakże w tym samym czasie rekreacyjni użytkownicy narkotyków, dilerzy i kluby nocne stwarzali w wymiarze kryminalnym znacznie mniejszy problem, niż alkohol, narkotyk, z którym kilku funkcjonariuszy osobiście miało kłopoty.

Nie dziwi, biorąc pod uwagę policyjny kodeks moralny, że większość śledczych postrzega "ćpunów", jako leniwe, pozbawione godności szumowiny. W roku 2012 roku były tajniak, który w pracy występował w roli użytkownika i dilera heroiny, powiedział mi:

To uświadomiło mi, jak podle mogą narkomanów traktować policjanci. Byłem regularnie maltretowany, pomiatano mną, grożono zapuszkowaniem za narkotyki wciśnięte do mojej kieszeni.

Dla członków antynarkotykowych zespołów, które obserwował Bacon, dilerzy heroiny byli jedną z najbardziej pogardzanych grup społecznych, pozbawieni szacunku tak bardzo, że postrzegani jako "własność policji" – przedmioty, z którymi policja może robić co zechce.

Bacon:

Praktycznie bez wyjątków, dilerzy byli przedstawiani jako beznadziejni i niebezpieczni bandyci. Przypadła im rola kozła ofiarnego w kwestii problemu narkotyków.

Gliniarzy od narkotyków, którzy uważali się za "elitarnych wojowników walczących z przestępczością", cechował jednak zarazem dostrzegalny szacunek dla Ważniaków świata narkotyków. Postrzegali tych, którzy dobrze się ubierali, mieli rodziny i ładne domy jako godnych przeciwników, "niezłe sztuki ", za złapanie których można liczyć na szacunek wśród kolegów.

Pomimo tego wszystkiego akceptowali jednak pogląd – można było o tym czasem usłyszeć od funkcjonariuszy po służbie, którzy wychylili kilka kufli — że nie prowadzą w istocie"wojny z narkotykami", a tylko starają się w miarę możliwości trzymać w ryzach nierozwiązywalny problem, aby "społeczeństwo było zadowolone".

Jeden z detektywów w stopniu sierżanta zwierzył się Baconowi:

Czasami myślę, że jesteśmy jak ci japońscy żołnierze podczas II wojny światowej — wiesz, ci z tej wyspy, którzy ciągle walczyli, bo po prostu nie wiedzieli, że wojna się skończyła. Jedyna różnica polega na tym, że my przegraliśmy wojnę, zanim jeszcze zaczęliśmy walczyć.

Inny oficer powiedział mu:

Rzucamy przeciw temu wszystkie siły, jakimi dysponujemy, ale problem z narkotykami nie przestaje się pogarszać. Zawsze kończy się na tym, że wciąż są dostępne na ulicach, niezależnie od tego, ilu ludzi zamkniemy.

Zbuntowane jednostki spotkać można nawet wśród szeregowych. Gdy w roku 2013 towarzyszyłem w Soho zespołowi funkcjonariuszy z psami, biorącemu udział w akcji zatrzymywania i obszukiwania ludzi pod kątem posiadania narkotyków, byłem zaskoczony, słysząc od tych zwykłych funkcjonariuszy z patrolu opinię, że marihuana powinna być w pełni zalegalizowana.

"Pełna legalizacja." - powiedział jeden z nich. "Zalegalizować i opodatkować" - uzupełnił drugi. "Jeśli ktoś chce oglądać zielone niebo i niebieską trawę, to jego sprawa. Nie widzę różnicy między alkoholem i marihuaną. Oficjalna wykładnia jest taka, że są to substancje kontrolowane, a tak wcale nie jest."

Zadzwoniłem do Simona Kemptona, sierżanta policji z Dorset, który specjalizuje się w walce z narkotykami i zasiada na Krajowej Radzie Federacji Policji, organie, który reprezentuje szeregowych funkcjonariuszy. Zgadza się z Woodsem, że rynek narkotykowy hoduje najbardziej brutalnych przestępców, uważa jednak, że prohibicja ma kluczowe znaczenie dla ich zwalczania:

Nie mogę mówić za wszystkich, ale moim zdaniem ściganie przestępców narkotykowych jest warte zachodu, od rana do nocy, codziennie. Rozumiem, że może się to wydawać daremne, gdy łapiemy kogoś z kilkoma kilogramami kokainy, a on zostaje zastąpiony w ciągu dwóch godzin, ale powodem, dla którego warto to robić, jest fakt, że nie chodzi tylko o handel narkotykami. To także broń, terroryzm, handel ludźmi, pranie pieniędzy, całe spektrum najpoważniejszych przestępstw, takich jak zabójstwa, porwania i napady — które idą w parze z handlem narkotykami.

Wyłapujemy najgorszych ludzi, jacy żyją w naszym społeczeństwie. Gdy oni nastają na zdrowie i życie innych, nie jest to tylko kwestia przepychanki przed pubem; mówimy o wysłaniu wiadomości za pośrednictwem brutalnego odwetu i tortur. Ci ludzie kierują się chęcią ochrony swoich interesów, toteż używają ekstremalnych form przemocy. Musisz być największym, najbardziej przerażającym facetem w okolicy, inaczej inni odbiorą ci twoje pieniądze.

Tajni policjanci nie podejmowaliby ogromnego ryzyka, infiltrując gangi, gdyby nie uważali, że warto to robić. Zwalczanie narkotyków w ten sposób nie jest tanie, ale bardzo efektywne. Oskarżonym rzadko udaje się uniknąć kary, dzięki dowodom zebranym przez pracujących pod przykrywką funkcjonariuszy. Tak, ludzie mogą odbierać jako demoralizujące to, że wystawiamy ich na niebezpieczeństwo po to, by ktoś dostał wyrok raptem paru lat, ale tak to czasem bywa.

Jednakże sierżant Kempton powiedział także, że dla szeregowych funkcjonariuszy policji marihuana to inna historia i że wielu z nich sympatyzuje z rozwiązaniami przyjętymi przez policję z Durham, która zrezygnowała ze ścigania drobnych przestępstw związanych z konopiami:

Wobec kurczących się zasobów, ograniczone w ten sposób siły musza skupiać się na obszarach, które generują największe zagrożenie dla szerszej społeczności. Choć ściganie za zarzuty związane z marihuaną pozostaje prawnie uzasadnione, wierzę, że większość policjantów oraz społeczeństwo poprze skupienie się na innych obszarach przestępczości.

Pisząc latami o handlu narkotykami, poznałem zajmujących się nimi policjantów, którzy mówili mi, że ich praca jest podobna do życia osoby, która nimi handluje lub je zażywa, mając charakter powtarzających się serii niemal uzależniających "trafień", które utrzymują piłkę w grze. Są i tacy, którzy całkowicie przekroczyli linię, faktycznie stając się narkomanami, oraz inni, którzy są zdegustowani stygmatyzacją osób zażywających narkotyki, a nawet ich sprzedawców.

Jedna z policjantek powiedziała mi:

W tej pracy spotyka się trochę naprawdę paskudnych typów, ale inni są po prostu zwykłymi ludźmi. Każdy użytkownik i każdy handlarz ma swoją historię. Wiele osób mówi, że narkomani i handlarze narkotyków to jedno kłębowisko mętów, ale te osoby nic o nich nie wiedzą.

Książka Woodsa ma szansę otworzyć oczy opinii publicznej na nagą przemoc i biznesowy pragmatyzm świata narkotyków, a także przeciwności, z jakimi mierzą się policjanci, usiłujący ten świat zburzyć. Jednakże po latach zaciętej walki w ramach wojny z narkotykami, przedstawione przez niego — i innych doświadczonych oficerów, którzy zdecydowali się mówić — konkluzje muszą zostać wzięte pod uwagę, jeśli faktycznie chcemy znaleźć rozwiązanie problemu, który od lat boleśnie dotyka społeczności całego świata.

Oceń treść:

Average: 9.6 (9 votes)

Komentarze

Sporek (niezweryfikowany)

Podejście do narkotyków i w ogóle do odurzania się i innych stanów świadomości idealnie pokazuje prymitywność i prawie zerową mądrość tej cywilizacji. To, że przyczyną całej tej wojny z narkotykami są interesy elit tego świata to jedno. Ale, że większość społeczeństwa wierzy w tą durną narrację to po prostu prymitywizm, brak inteligencji i chęci zrozumienia sprawy. A czy to takie trudne, jeśli odrobinę chociaż ruszy się tymi kołami zębatymi w mózgu.
Po pierwsze jacy ludzie uzurpują sobie prawo do decydowania co może się dziać w twojej głowie i organizmie a co nie? Tylko ludzie chorzy na absolutną kontrolę z wręcz totalitarnym podejściem, w którym państwo musi kontrolować każdy aspekt życia swoich niewolników. Po drugie cały świat podchodzi do problemu jak 5 letnie dziecko - nie bo nie. Ta infantylna odpowiedź jest nam już serwowana dekady. Szczególnie irracjonalna wydaje się w kontekście marihuany. Roślina o 1000 zastosowań, której szkodliwość jest bardzo niewielka (pod warunkiem jedzenia, lub waporyzacji)i dla której to utrzymującej się delegalizacji nie ma żadnej racjonalnej i logicznej przyczyny. Szczególnie w porównaniu do legalnych leków i narkotyków. Jaki pokręcony i "szatański" umysł w ogóle może wpaść na pomysł delegalizacji czegoś co w swej nieskończonej mądrości stworzył bóg/natura jak kto woli? Ostatnia i najbardziej jak dla mnie oczywista rzecz, którą powinno rozumieć 5 letnie dziecko, a nie rozumie większość społeczeństwa jest to, że narkotyki, jeśli już ,nie są problemem kryminalnym a tylko i wyłącznie ZDROWOTNYM. Dlaczego za nadużywanie alkoholu, gier komputerowych idzie się na odwyk, z muzyką relakasacyjną, miłymi pogawędkami i wszyscy ci współczują i poklepują po ramieniu, a za tego przysłowiowego skręta idziesz do pierdla albo w skrajnych wypadkach ciężkie obozy albo kara śmierci jak w azji naprzykład? Czy, ci którzy sprzeciwiają się legalizacji narkotyków i uznania ich nadużywania za problem zdrowotny wiedzą w ogóle co się dzieje przykładowo w meksyku, albo działo w takiej kolumbii? Regularna wojna, 10000% gorsza i bardziej szkodliwa niż tych kilku kolesi, którzy by np. przesadzili z koksem i coś zbroili. Doskonale wiem, że elitą tego świata zależy na utrzymaniu status quo z wielu powodów, nie rozumiem tylko do końca dlaczego te ciemne masy łykają te ich "mądrości" jak kaczki chleb? Ludzie wyłączcie taniec z gwiazdami i zastanówcie się nad sobą.

Zajawki z NeuroGroove
  • Kodeina
  • Marihuana

S&S: Perspektywa wyjścia z kumplem i wspólnego podziwiania mocy substancji psychoaktywnych.

Doświadczenie: alkohol, marihuana, kodeina, dxm, lsa(hbwr), metkatynon, mefedron, (pseudo)efedryna, kanna, salvia divinorum, damiana, jwh-018.

Wiek: wtedy jeszcze 17 lat.

  • Grzyby halucynogenne
  • Retrospekcja

Z grzybami zacząłem ostrożnie - pierwszy raz w łóżku swoim własnym - spożyłem jedenaście bo właśnie tyle udało mi się uzbierać za pierwszym razem - dobra polska marka grzybków rosnących na bajecznie ulokowanej łące w południowej części naszego państewka. Czekając na wejście zaaplikowałem dousznie dźwięki synchronizujące półkule czerepu. Po pewnym czasie zacząłem odpływać w sen więc nie byłem do końca pewien czy to co dzieje się pod moimi powiekami to sprawka grzybków czy Morfeusza. W każdym razie rakieta zaczęła startować toteż postanowiłem wyskoczyć na ulicę.

  • LSD-25

Tripowanie na łonie natury w wspaniała sprawa. Tripowałem już w różnych miejscach, teraz przyszła kolej na góry. Wybrałem się do Zakopca, właściwie to na spotkanie twórców neuro_groove ale to już inna bajka. Kwasa sprawdziłem na sobie parę dni wcześniej więc mogłem być pewien dobrej jazdy.

  • Amfetamina

A to moja przgoda.. Poniedzialek rano, dwoni telefon. "Jedziesz do

Gdyni?"-slysze. Pytanie! Pewnie ze jade. Takie wyjazdy to lubie.

Spontan. Szkolke sie oposci, to pewne, ale co tam.. Biore ze soba

sztuczke zielonego, szklana tubke, prawo jazdy, plastykowy pieniadz I

w droge!

Jedzie nas w sumie trzech, ja jako "zapasowy" kierowca. Firmowy

Nissan wiezie nas przez ulice stolicy - kierunek polnoc. Wieziemy

jakies duperele do filli firmy w Gdansku, zreszta cel podrozy